W tym roku ze względu na pogodę żniwa będą przebiegać nieco szybciej niż co roku – czyli jak to zawdy bywało. Kiedy by jednak nie przypadały, czas żniw to trudny okres dla rolników. Jak co roku zebrane plony zapełniły powoli stodoły i spichlerze. Prace przebiegły sprawnie i szybko, bo na wieś tak, jak do innych dziedzin naszego życia dawno temu wkroczyła mechanizacja. Praca na roli nie wymaga obecnie takiego wysiłku, znoju i potu jak to bywało dawniej. O dawnych żniwach i niezwykłej nabożności z jaką nasi dziadkowie podchodzili do chleba przeczytacie poniżej.
Dzięki maszynom praca na roli stała się lżejsza i szybsza. I dobrze, że tak jest. Cały proces powstawania chleba – od zasiewu aż po wypiek jest zmechanizowany. Jednak tym, którzy pamiętają dawną wieś, żal jest zapewne widoku siewcy dostojnie kroczącego polem i wrzucającego z przepasanej płachty ziarno w świeżo zaoraną glebę, z którego ma wyrosnąć zboże na nowy chleb. Rozpoczynając siew pierwszą garść rzucał w formie znaku krzyża ze słowami ,, w imię Boże”. W imię Boże każdy rolnik zaczynał każdą pracę. Kto z nas – potomków dziadków i pradziadków dzisiaj tak jeszcze czyni? Rolnicy siali przeważnie w sobotę – dzień Matki Boskiej, albo w środę – w dniu poświęconym świętemu Józefowi. Cieszyli się, gdy wszystko rosło. A gdy zaszumiały łany dojrzałego zboża i zbliżał się czas żniw słychać było w całej wsi pobrzękiwanie osełek o ostrza wcześniej już poklepanych kos. I znowu w imię Boże rozpoczynali pierwszą ,,żnorkę”. Żniwa to był czas ciężkiej pracy w pocie czoła od rana, kiedy tylko rosy obeschły aż do samej nocy. Za każdym kosiarzem szła tak zwana ,,ubieraczka”, która odbierała skoszone zboże i wiązała je w snopki, a potem tymi snopkami napełniały się stodoły. Zwoziły je z pól wysoko załadowane skrzypiące, drabiniaste wozy. Na polach pracowały całe rodziny nie wyłączając dzieci. W końcu zapachniało świeżym chlebem. Głód został wygnany.
Chleb to całe nabożeństwo, to tajemnica, to świętość, bo trzeba się było ciężko napracować zanim się go jadło. Najpierw robiło się ciasto w dzieży (dzieżce). Na wierzchu gospodyni robiła palcem znak krzyża świętego. Gdy rozpalała ogień w piecu na chleb też robiła znak krzyża. Na pierwszym bochenku, który na łopacie do pieca wsadzała też palcem robiła krzyż. Gdy rozpoczynała bochenek – też go żegnała znakiem krzyża. A gdy komuś,, chlebiczek” upadł na ziemię z szacunkiem podnosił go i całował. Czy jest dzisiaj jeszcze taki dom, w którym tak czynią?! Dzisiaj pracę rąk ludzkich zastąpiły bezduszne maszyny. Chleb kupuje się w sklepach. Ludzie nie wiedzą ile potu i ciężkiej pracy zawiera w sobie każdy jeden złocisty bochen. Dlatego wyrzucają go, depczą i nie szanują, a przecież między innymi miarą ludzkiej kultury jest szacunek do chleba. To prawda, że są inne czasy, że świat idzie z postępem, ale chleb zawsze jest owocem rolniczego trudu i zawsze ma taki sam smak. JS